Parę dni temu przypadkowo natrafiłam na reportaż DDTVN z 5 grudnia o życiu wdów po stracie męża. Kilka kobiet w różnym wieku podzieliło się swoimi historiami i opowiedziało się za dalszym życiem bez nowego partnera, była też wypowiedź jednej wdowy w studiu, która zdecydowała się na kolejny związek i zawarcie nowego małżeństwa. Dowiedziałam się, że w Polsce jest obecnie ponad 3,5 miliona wdów. Wcale nie tak mała grupa.
To, co mnie najbardziej poruszyło, a właściwie potwierdziło moje przypuszczenia, to wypowiedź zaproszonej psycholog, która podkreśliła panujące przekonanie, że głównie KOBIETY SAME OBWINIAJĄ SIĘ O ŚMIERĆ WSPÓŁMAŁŻONKA.
Podobnego zdania jest również większość naszego społeczeństwa, że najwidoczniej żona nie umiała dostatecznie zadbać o swojego męża, skoro umarł młodo, niespodziewanie. SZOK I NIEDOWIERZANIE. Czasami słyszę pytania: Czy aby na pewno zrobiłaś wszystko, żeby nie dopuścić do tej sytuacji? Czy coś się wcześniej wydarzyło, co mogłoby wskazywać na jakieś problemy zdrowotne?
To teraz ja zadam pytania: Co niby mogłam zrobić? Czy mogłam coś nakazać dorosłej osobie? Odpowiedź jest tylko jedna: NIC.
Ten aspekt obwiniania się dotyczy także rodziców OzN. Często spotykałam się ze stwierdzeniem, że na pewno musiałam w jakimś stopniu w czymś zawinić, że moje dziecko ma takie a nie inne przypadłości.
Odpowiedź nie jest taka prosta. Prawdą jest, że pewne rodzinne naleciałości, nieprzepracowane traumy i skomplikowane historie mają spory wpływ na kolejne pokolenia, to jest fakt udowodniony naukowo. Zapominamy jednak o bardzo ważnej kwestii: przecież nikt z nas nie miał wpływu na to, w jakiej rodzinie przyszedł na świat. Nie możemy zatem winić siebie o coś, o czym nie decydowaliśmy.
Wchodząc w związki również nie mamy pełnej wiedzy o przodkach naszego wybranka bądź wybranki. Przyjmujemy go z dobrodziejstwem inwentarza. To na co mamy wpływ, to nasze wybory, postępowanie. Przyjmujemy odpowiedzialność za podjęte decyzje, wyznawane przekonania.
Ważne i godne podkreślenia są konsekwencje naszych działań, które w momencie naszej śmierci ponoszą bliscy. Nas już nic nie będzie dotyczyć, za to rodzina poniesie ten ciężar dalej.
Wniosek nasuwa się zatem jeden: TO NIE JEST MOJA WINA, TO KONSEKWENCJA WYBORÓW MOICH BLISKICH, Z KTÓRĄ PRZYSZŁO MI SIĘ ZMIERZYĆ.
Każdy z nas odpowiada za swoje dorosłe życie. Nikt inny, tylko my sami decydujemy o tym, jak chcemy je przeżyć. Musimy jednak pamiętać, że tak jak my ponosimy w pewnym stopniu konsekwencje działań naszych przodków, tak nasze kolejne pokolenia coś odziedziczą po nas w spadku. Tylko od nas zależy, czy to będą dobre wspomnienia i uczynki. Na to właśnie mamy wpływ.
Nie zdawałam sobie sprawy, że wdowy siebie obwiniają. Szokujące….
Kasiu, tak jest niestety, że w pierwszym szoku zastanawiasz się i pytasz: Czy czegoś nie przeoczyłam?